RSS

RSS

niedziela, 4 maja 2025

Liberalizm stanu wojennego

 

Liberalna nadbudowa i jej zmierzch

Liberalizm „końca historii” serwowany był jako światopogląd przeciwny „ideologiom totalitarnym”. Rościł sobie prawo bytu jako obiektywny zdrowy rozsądek, nie przedstawiał się jako „ideologia” czy „wielka narracja”. W sytuacjach kryzysowych uwypukla się jednak głęboko skrywany dogmatyzm jego zwolenników w podtrzymywaniu „status quo”. „Uniwersalistyczna etyka”, „otwartość”, „obywatelskość”, „tolerancja” stanowiły nadbudowę globalnych instytucji finansowych, obecnie ich praktyczne znaczenie stopniowo zanika.

Jedynym wiążącym, z trudem ukrywanym, punktem odniesienia liberalnej nadbudowy jest akumulacja uprzywilejowanego globalnego kapitału, któremu podlega kosmopolityczna, liberalna neoarystokracja. W wyniku załamania ideologicznego „umiarkowanego centrum” i kryzysu globalnego systemu kapitalistycznego, liberalizm demokratyczno-konsumpcyjny ustępuje miejsca „liberalizmowi stanu wojennego”, czyli takiemu dryfującemu w stronę autorytaryzmu. Doskonale widać to w elitach państw europejskich, w tym Polski.

„Wolność” w III RP dotychczas była fundamentem tożsamości samej dla siebie, fenomenem wzbijającym się ponad jakiekolwiek niedomagania ekonomiczne jednostek. Zostawiono jednak pole do obrony antykomunistycznego autorytaryzmu. W obronę prawicowych dyktatorów wzięli zarówno post-solidarnościowi liberałowie jak i post-solidarnościowa prawica. Niebezzasadne będzie przypomnienie wypowiedzi Donalda Tuska z 1994 r. dla „Gazety Wyborczej”:

Zdarza się, że niedemokratyczne siły służą wolności. Dzisiaj Hiszpanie inaczej oceniają generała Franco. I mają chyba rację, że dyktatura Franco przyniosła mniej nieszczęść niż dyktatura komunistów, która nastąpiłaby, gdyby nie Franco. Albo Chile. Dziś bardziej wstrzemięźliwie ocenia się rolę Pinocheta w Chile, niezależnie od zbrodni, jakie zostały tam popełnione”(...) Jeśli mówię o wieloznaczności różnych wydarzeń i postaci historycznych, to po to, by uzmysłowić rzecz w Polsce niezbyt oczywistą – że demokracja tyle jest warta, ile służy zabezpieczeniu wolności[1].

Z dziennikarskiego obowiązku należałoby odnotować reaktualizacje poglądów Tuska na ten temat, kończyły się one jednak symetrycznym podejściem, gdzie zarówno Allende jak i Pinochet są traktowani jako równorzędni dyktatorzy[2]. Ta zdawałoby się archeologiczna wypowiedź z dziecięcych lat polskiego liberalizmu wyraża pewną prawidłowość uniwersalną dla liberalnej formacji. Późniejsze deklarację Tuska czasów kryzysu finansowego po 2008 r. o tym, że jest trochę „socjaldemokratą”, trochę „keynesistą” mają charakter przypadkowy, ale to też w przypadku tego typu polityków, korekcyjne zmiany dla tego samego interesu monopolistycznego kapitalizmu oraz własnej pozycji politycznej.

Ci sami ludzie, którzy gorliwie od lat krytykowali blok socjalistyczny, na czele z ZSRR, za brak wolności politycznej i cenzurę, dziś ochoczo legitymizują te środki przeciw tym, którzy kwestionują neokonserwatywny status quo. W Polsce populistyczna neokonserwatywna prawica w 2022 r. rozpoczęła cenzurę Internetu, zaś „bezalternatywny” liberalizm kontynuował kurs. W tle ciągle gra zdarta płyta konfliktu polskich neokonserwatystów o “demokrację” i “konstytucję”. Od 13 grudnia 2023 roku „bezalternatywni” liberałowie postawili na podobnego typu decyzjonizm co ich „antyunijni” przeciwnicy, Ci „pro-europejscy” jednak mieli namaszczenie unijnej neoarystokracji.

Nadzwyczajne środki mają bronić wolności i demokracji dla nich oraz przeciwko wrogom ich pojmowaniu wolności. Opiewany do niedawna porządek prawny i bunt przeciw jego naruszaniu przestał mieć znaczenie dla wojowników walki o Konstytucję gdy nadarzyła się okazja by zapanować nad instytucjami politycznymi i aparatem socjotechnicznym.

W globalnym rynku idei świata atlantyckiego, polu postulowanego pluralizmu, ukształtował się ideologiczny monopol. “Wolny rynek” był w rzeczywistości stymulowany przez państwa, które stanowią centra globalnej akumulacji kapitału - kraje sprzymierzone z silnymi podmiotami prywatnymi. Architektura rynku medialnego jest nadbudową tego procesu.

Alternatywne media są cenzurowane nieformalnie przez medialne monopole bądź w ich interesie. Współczesna cenzura wspierana przez organizacje fact-checkingowe (do niedawna finansowane przez USAID) ciągle jeszcze chce sprawiać wrażenie oddolnej i demokratycznej, tym bardziej stanowi ono źródło utrzymania dla inteligenckiego prekariatu.

W perspektywie europejskiej wygląda to następująco: europejskie „skrajne centrum” uprawia „antyskrajnościowy” symetryzm, gani „prawicowych i lewicowych populistów”. Tą rdzewiejącą podkową uderza w 2 strony: w Janisa Warufakisa, w Roberta Fico, w Călina Georgescu, w Viktora Orbána i Gruzińskie Marzenie.

Liberalny imperializm i próby jego zakwestionowania

Liberalizm coraz bardziej demaskuje mit własnego pluralizmu i ujawnia swoje sprzeczności. Jakobińskie „nie ma wolności dla wrogów wolności” odbija się ponurą czkawką arystokratycznego przepychu. Nie można być demokratą i antypopulistą. Populizm jest immanentną cechą demokracji. Jak więc gardzący ludem neoarystokracji mogą utrzymać swoją władzę? Środki cenzorskie czy decyzjonistyczne, ingerowanie z porządek konstytucyjny najprawdopodobniej trochę przedłużą trwanie liberalnej formacji.

Formacje polityczne najwierniej reprezentujące instytucje globalne uderzyły swoim działaniem w porządek prawny, który afirmowały w trosce… o demokrację, którą broni przed „populizmem”. W Rumunii anulowano wybory gdyż wygrał kandydat nie ten co trzeba - Calin Georgescu, prawicowy polityk niechętny dostawom broni dla armii ukraińskiej. Nie dostrzeganie tego problemu i przyklaskiwanie bezprawnej ingerencji w przypadku gdy dany kandydat nam się nie podoba może ten problem pogłębiać, a nowa fajno-progresywna bezpieka w przyszłości zaskoczyć.

Gdzie indziej czuwa „społeczeństwo obywatelskie” domagając się „prawdziwej liberalnej demokracji” i „wartości europejskich” – urządza protesty i prowadzi politykę rzekomej walki z „dezinformacją”. Słowacki premier Robert Fico za odejście od neokonserwatywnego konsensu w sprawie dostaw broni dla armii ukraińskiej prawie zapłacił życiem. Zamachowiec strzelający do Ficy, Juraj Cintula to liberalny demokrata, pisarz i poeta. Nie przesądzam czy Cintula działał na zlecenie czy kierowany był ideologicznym obłąkaniem, jest jednak pewnym symbolem załamywania się politycznego liberalizmu.

Zacietrzewienie ideologiczne liberalnej neoarystokracji mija się z tzw. interesem narodowym w sensie interesu narodowej burżuazji. Neoarystokracja liberalna reprezentując wąski interes ponadnarodowych korporacji jest współczesnym odpowiednikiem dynastycznego antynarodowego konserwatyzmu.

Ruchy protestu przeciwko takiemu stanowi rzeczy mają najczęściej drobnomieszczański i często paleoliberalny charakter. Prawica przestawiająca się jako „antysystemowa” nie chce widzieć w dokonującym się procesie raczkującego autorytaryzmu ewolucji w sferze nadbudowy koncentracji kapitału. „Prawicowi populiści” marzą o powrocie do czasów sprzed kapitalizmu monopolistycznego lub do świetności produkcji przemysłowej. U tych bardziej „libertariańskich” niechęć do państwa wiąże się z jego zależnością od kapitalistycznych monopoli i banków.

Dominacja wielkich korporacji miesza się „prawicowym populistom” z „komunistyczną dyktaturą”. W tym kontekście dziwnie celnie brzmi poniższy cytat Leninowskiej pracy „Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu”:

„Rozwój kapitalizmu doprowadził do tego, że jakkolwiek produkcja towarowa po dawnemu ‘panuje’ i jest uważana za podstawę całego gospodarstwa, to w rzeczywistości jest już podważana i największe zyski dostają się ‘geniuszom’ machinacji finansowych. U postawy tych machinacji i oszust leży uspołecznienie produkcji, ale olbrzymi postęp ludzkości, której wysiłki doprowadziły do tego uspołecznienia, idzie na korzyść… spekulantom. Zobaczymy niżej, jak ‘na tej podstawie’ mieszczańsko-reakcyjna krytyka kapitalistycznego imperializmu marzy o powrocie wstecz, do ‘wolnej’, ‘pokojowej’, ‘uczciwej’ konkurencji”[3].

Dominacja kapitalistycznych monopoli „wzmaga i zaostrza chaotyczność właściwą produkcji kapitalistycznej”[4] oraz czyni państwa sobie poddanymi. To właśnie te kapitalistyczne monopole kierowane przez oligarchię finansową wymuszały w latach 80 i 90 masową prywatyzację i rozmontowanie państw opiekuńczych.

„Prawicowi populiści” są przeciwnikami międzynarodowych instytucji finansowych i niektórych korporacji. Niepożądaną przez siebie hegemonię nazywają „globalizmem” żeby nie użyć terminu „globalny kapitalizm”. Również „lewicowi populiści” zachowują się niewiele lepiej gdy głoszą śmierć kapitalizmu na rzecz „technofeudalizmu”. Połowiczne diagnozy skutkują połowicznymi środkami.

Podsumowanie

„Liberalizm stanu wojennego” to początek końca liberalizmu politycznego i początek pęknięcia hegemonii. Forsowana przez globalne NGOsy Popperowska idea „społeczeństwa otwartego” odrzuca wszelki kolektywizm, fundamentalizm i nacjonalizm, a te nurty “antyotwartościowe” przeżywają swój ponowny rozkwit. I to w łonie samego liberalizmu. Dotychczasowa praktyka liberalizmu niewiele miała wspólnego ze konceptem „społeczeństwa otwartego”. „Liberałowie końca historii” potępiają „populistyczną, skrajną prawicę”, ale przejmuje jej język i metody, gdy jest to im wygodne.

Mieszczaństwo nie poczuwa się do krytycznego myślenia, tkwi w dogmatycznej drzemce. Postmodernistyczny relatywizm stosuje w wygodnych dla siebie obszarach, stosuje dezinformację przeciw swoim ideowym przeciwnikom twierdząc, że z dezinformacją walczy. Pragnie kar za dezinformację, w momencie gdy ma instytucjonalny monopol na egzekwowanie prawdy.

Znany w korporacyjnych kręgach, współczesny filozof, YuvalNoah Harari, twierdzi, że:

„Liberalizm w dzisiejszej formie nie ma szans na przetrwanie. Ale z pewnością można wymyślić go od nowa, adaptując się do nowej rzeczywistości. Liberalizm ma wielką przewagę nad innymi ideologiami, bo jest bardzo elastyczny i niedogmatyczny”[5].

Liberalizm jest „niedogmatyczny” tylko w teorii, autorytarna praktyka liberałów ciągle jednak sięga do arsenału liberalnych haseł.

Jeśli liberalna neoarystokracja dojrzeje do uznania swojego braku społecznej legitymizacji a środki z akumulacji związanego z nią kapitału przestaną wystarczać na obsługę aparatu liberalnej socjotechniki, w jej miejsce pojawią się siły dotąd będące w kontrze: bliższe trumpizmowi i orbanomice. Do wymiany dojdzie w sposób pokojowy jeśli pojawi się zalążek wspólnych interesów, co byłoby korzystne dla regeneracji kapitalizmu, ale nie koniecznie dla dobrobytu społeczeństw. Może jednak nie dojrzeć do oddania władzy. Wtedy pozostanie jej permanentny stan wojenny.

tekst napisany 6.03.2025

(źródłó zdjęcia: https://visegradinsight.eu/calin-georgescu-and-the-battle-for-romanias-future-commentary/)


[1] https://www.salon24.pl/u/satyra-republikanska/121762,zapomniany-akolita-pinocheta

[2]https://www.money.pl/archiwum/wiadomosci_agencyjne/pap/artykul/chile;donald;tusk;w;villa;grimaldi,106,0,343146.html

[3] W. I. Lenin, Kapitalizm jako ostatnie stadium kapitalizmu w: W. I. Lenin, Dzieła wybrane, Tom 1, Książka i Wiedza, Warszawa 1949, s. 900

[4] Tamże, s. 901.

[5] Cytat za: Jan Szmyd, Wobec kryzysu świata i człowieka, Biblioteka „RES HUMANA”, Warszawa 2022, ss. 197-198.

czwartek, 24 kwietnia 2025

W obronie dobrej pamięci papieża Franciszka

Gdy wybrano kardynała Bergolio na papieża, na starcie pojawił się zarzut o jego współpracy z dyktaturą Videli. Wstrzymam się od ocen tego okresu w życiu kapłańskim Bergolio. Dyktatura Videli była wyjątkowo krwawa, oparta na strachu i niszczeniu więzów społecznych, podobnie zamordystyczno-neoliberalna jak reżim Pinocheta. Wspierana od samego puczu przez USA, tworzyła dogodne warunki dla amerykańskich inwestorów. Bergolio, za młodu lewicujący peronista, sam mógł stać się ofiarą tej dyktatury. Wiedział czym jest terror szwadronów śmierci i wiedział do jakich sztuczek posunąć się może amerykański wywiad by ugruntować swoją hegemonię. Widział więcej niż to co "na powierzchni zjawisk" - tego nie mogły mu wybaczyć legiony klikających żołnierzyków jedynej słusznej prawdy. 

W jednej ze swoich wypowiedzi papież Franciszek obwiniał "szczekanie NATO" za konflikt na Ukrainie. Za tym sądem kryła się myśl bliska realizmowi ofensywnemu Johna Mearsheimera. Mearsheimer i papież Fanciszek widział to samo źródło konfliktu - dążenie zachodnich polityków i wywiadów państw NATO do konfliktu z Rosją bądź stworzenie atmosfery potencjalnego zagrożenia militarnego (https://www.youtube.com/watch?v=JrMiSQAGOS4&ab_channel=TheUniversityofChicago). W podobnym tonie wypowiadał się wielokrotnie Jeffrey Sachs, który jako wpływowy ekonomista poznał od środka neokonserwatywną administrację odpowiedzialną za pucz na Majdanie w 2014 r. i inne kolorowe rewolucje np. w Syrii. Z czasem New York Times poinformował o 12 bazach CIA na Ukrainie (https://www.rp.pl/konflikty-zbrojne/art39899961-to-moglo-wplynac-na-decyzje-o-ataku-na-ukrainie-powstalo-12-tajnych-baz-cia)

Podobnie jak w Ameryce Łacińskiej lat 70, na Majdanie w 2014 r. dokonano puczu w którym współpracowały ze sobą amerykańskie służby i skrajna prawica. W porównaniu do przewrotu w Chile lub Argentynie,  dynamice wydarzeń na Ukrainie w 2014 r. nadawało "społeczeństwo obywatelskie", dzięki czemu przedstawiono antyrządową rewoltę w korporacyjnych mediach jako oddolny protest pokojowych demonstrantów. Taki obraz "EuroMajdanu" demaskuje ukraińsko-kanadyjski politolog Iwan Katchanowski, podkreślając działalność skrajnej prawicy w puczu na Ukrainie (https://link.springer.com/book/10.1007/978-3-031-67121-0)

Sam papież Franciszek nie wypowiadał się szczegółowo na temat konfliktu na Ukrainie sprowadzając ten problem do "szczekania NATO u wrót Rosji". Zawodowi antyklerykałowie, powinni przyznać, że nie jest rola duchownego by się politycznie angażować i nie powinno wymagać się od niego stanowczych deklaracji politycznych. Pewnych rzeczy jednak Franciszek nie mógł przemilczeć by nawoływania do pokoju nie były ogólnikowym pustosłowiem lub też przez wzgląd na swoje własne doświadczenie, które zarysowałem powyżej. Gdyby go wówczas wysłuchano ze zrozumieniem zminimalizowano by skutki tragedii wojennej.

Wielcy ludzie myślą podobnie, zaś Polacy częściej czują niż myślą - swoje oceny bieżącej polityki dostosowują do starych przyzwyczajeń myślowych, względnie statycznych a zarazem porywczych.  Papież Franciszek nie uwzglednił romantycznych i okcydentalistycznym uczuć Polaków, a przecież to "Mesjasz Narodów". Stał się podżegaczem pokoju, zrozumienia i dyplomacji. Pontyfikat Franciszka był głosem na rzecz pokoju i sprawiedliwości społecznej - przez to był celem ataków, najpierw prawicy a później wszystkich, którzy nie pragnął pokoju.



czwartek, 17 kwietnia 2025

Katolicka bezdziejowość

 

Katolicyzm jest do tego stopnia zrośnięty z kulturą polską, że spora część polskich środowisk konserwatywnych czy narodowych w odrzuceniu katolicyzmu widzą odrzucenie polskości, nawet jeśli nie są katolikami. Chociażby Roman Dmowski, który był agnostykiem. Katolicyzm ukształtował polskie dzieje, a właściwie bezdzieje. O polskiej bezdziejowości pisali Stanisław Brzozowski i Jan Stachniuk.

 


Krytyka Brzozowskiego

Stanisław Brzozowski, zainspirowany materializmem historyczny i filozofią życia, prowadził wnikliwe studia nad polską kulturą i psychiką polskiego narodu, ukształtowaną na przestrzeni dziejów. Odrzucał Engelsowski materializm dialektyczny, zaś był pod silnym wpływem Jerzego Sorela i filozofii życia, głównie Bergsonowskim intuicjonizmem. Można go uznać za przedstawiciela polskiego syndykalizmu, tylko w odróżnieniu od Sorela był on zdecydowanie bardziej narodowy. W tym Sorelowskim paradygmacie prowadził badania nad polską kulturą od romantyzmu po Młodą Polskę, czego efektem jest dzieło „Legenda Młodej Polski”, pisana w latach 1906-1909. Brzozowski zaczął pisać to dzieło jeszcze w trakcie trwania rewolucji 1905 co nie wątpliwie odbiło się na jego kształcie.

Nieodłącznym składnikiem kultury polskiej jest katolicyzm – on więc stanowi ważny punkt w refleksji Brzozowskiego. „Legenda Młodej Polski” jest krytyką polskiego katolicyzmu, a właściwie pewnej formy tego katolicyzmu – dworkowego, któremu hołduje polska  szlachta i rodząca się w realiach zaborczych nowa klasa pasożytnicza – polska burżuazja.

Katolicyzm to idea biernie uczestnicząca w historii – nie tworzy jej, ale dostosowuje się do nowych warunków społecznych. Samo chrześcijaństwo powstało jako religia plebejska; jest ucieleśnieniem resentymentu warstw niewolniczych. Za sprawą Pawła z Tarsu stała się religią uniwersalną. Kościół to wspólnota bezbronnych. Owa wspólnota ludzi łaknących i pragnących sprawiedliwości nie miała zamiaru zmieniać otaczającego ją świata. Dostosowywała się do warunków społeczno-historycznych, biorąc jednocześnie udział w metahistorycznym porządku Kościoła zastygłych w swoich prawach i dającego obietnice Królestwa Niebieskiego. Trwałość katolicyzmu polega na tak pojmowanej elastyczności, wspólnotowość na złudzeniu.

Karol Marks, głównie w początkowym okresie swojej działalności naukowej, chociażby w „Kwestii żydowskiej”, krytykuje spuściznę judeochrześcijańską obarczając ją za alienację jednostek. Wyzwolenie społeczne upatruje Marks również w wyzwoleniu się spod wpływów religii. Religia pomaga znosić nędzę rzeczywistości. Godzenie się z tą nędzą uniemożliwia rewolucję społeczną. Chrześcijaństwo jest źródłem słabości (co zauważył wcześniej chociażby Jan Jakub Rousseau w „Umowie społecznej”), ale też egoizmu zbawienia. Stanisław Brzozowski w „Legendzie Młodej Polski” pozbawiany jest ortodoksji na tym polu, czyni nawet pewien ukłon w stronę pragmatyzmu (co też go różni od Sorela). Brzozowski krytykuje katolicyzm porenesansowy, szlachecki. Właśnie w tym szlacheckim, dworkowym katolicyzmie egoizm zbawienia manifestuje się w wyjątkowo jałowych formach.

Dworkowy katolicyzm wyniesiony na piedestał przez, znienawidzonego przez  Brzozowskiego, Henryka Sienkiewicza, a właściwie przez warstwę społeczną,  którą ów polski noblista reprezentował uważa autor „Legendy Młodej Polski” za fundament polskiego marazmu. Taki katolicyzm jako ideologia grupy usprawiedliwiał zaborcze położenie Polski, wyrzucenie jej z procesu historycznego, żeby nie powiedzieć wyrzucenie jej na śmietnik historii. Katolicyzm jako formacja społeczna nie rości sobie prawa do kształtowania historii. Katolicyzm dworkowy żeruje na historii, pojmowanej jako rozwój wytwórczości, konsumuje jej zdobycze. Tak pojmowany katolicyzm ma wymiar narodowy, zagościł na stałe w polskiej rodzinie skłonnej do izolacji.

Rodzina hołdująca dworkowemu katolicyzmowi wpisana w kanon „tradycyjnych wartości” jest w istocie wyalienowana z życia społecznego, stanowi fundament polskiego marazmu.  Kieruje się ona krótkowzrocznymi wygodami, partykularyzmem nie wykraczającym poza idylle błogiego lenistwa na włościach. Nie ma ona potencjału wytwórczego. Potrzebuje ona pokrzepienia serc, które daje polskiemu dworkowi proza Sienkiewicza. Katolicyzm i narodowa martyrologia ma być usprawiedliwieniem dla bierności życia rodzinnego i postawy konsumenckiej.

 

Krytyka Stachniuka

Problem zatomizowania polskiego społeczeństwa w którym katolicyzm stanowi ideologię grupy rozwijał słowianofilski nacjonalista, założyciel Zadrugi, Jan Stachniuk w „Dzieje bez dziejów. Teoria rozwoju wewnętrznego Polski” z 1939 r. nazywając ten stan rzeczy katolicką harmonią socjalną. Przywary narodowe polskiego szlachcica stają się przywarami drobnego chłopa i całego narodu. Stachniuk czerpie z rozważań polskiego socjalisty, zawartych w „Legendzie Młodej Polski”, rozwija je w duchu stanowczo antykatolickim.

Stachniuk nienawidził katolicyzmu. Odrzucał też materializm i analizy klasowe, aby za nędzę i marazm Polaków obwinić katolicyzm. Swoją analizę historyczną rozpoczął od XVI w. „Dzieje bez dziejów” tak jak, wcześniejszy tekst Brzozowskiego, „Legenda Młodej Polski” stanowią radykalną krytykę katolicyzmu porenesansowego, czyli jezuityzmu, który ugruntował się w Polsce za sprawą sojuszu szlachty z duchowieństwem. Protestantyzm, który był bardziej ceniony przez Stachniuka ze względu na prometejski pierwiastek i twórczą, przedsiębiorczą etykę, nie został zaszczepiony na grunt polski, choć Jan Kochanowski i Mikołaj Rey byli protestantami.

Supremacja szlachty i katolicyzmu hamowała w Polsce rozwój gospodarczy. Okres saski przyczynił się do osłabienia państwa polskiego i stworzył specyficzny model indywidualizmu, którego manifestacją było chociażby liberum veto. Indywidualizm szlachecki pozbawiony był prometejskich pierwiastków, był manifestacją aspołecznego egoizmu wegetującego w sielskim krajobrazie polskiej wsi.

Właściwa katolickiej harmonii socjalnej jest nadkonsumpcja, w niej upatrywał Stachniuk narodowej nędzy. Konsumpcja góruje nad produkcją, a nawet nad stanem rzeczywistego posiadania. Problem jest jak najbardziej aktualny czasach gdy, używając nieścisłej i nienaukowej terminologii, tzw. polska klasa średnia pielęgnuje swoje iluzje żyjąc na kredyt, o czym w dalszej części artykułu.

 

Próby wyjścia z marazmu

Szlachta jako zdegenerowane, zastygłe w czasie polskie rycerstwo potrzebowała Sienkiewiczowskiej prozy by usprawiedliwić swoje wegetowanie i obżarstwo. Pokrzepiała swoje serca nostalgią za czasami rycerskiego heroizmu albo świetności szlacheckiej samowolki. Sarmackie sentymenty i resentymenty czyniły zdziecinniałym nie tylko szlachtę, ale również noworodzącą się i szybko degenerującą polską burżuazję oraz podatne na izolacjonizm polskie rodziny. Powieści Sienkiewicza podtrzymywały mity, które czyniły znośną wegetację w okresie zaborów. Sam Sienkiewicz był osobą bardzo konserwatywną, zachowawczą, pozbawioną romantycznego insurekcjonizmu. Brzozowski nadzieje na wyjście z tego dworkowego wiąże z proletariatem, rzeczywistego wytwórcę, którego zadaniem jest niepodległość pracy z pęd kapitałów i zapanowanie nad pochodem historii.

Brzozowski za złe ma artystom Młodej Polski, że nie chcą oni wpływać na ów pochód historii. Ich bunt przeciwko rzeczywistości kształtującego się kapitalizmu był buntem wyalienowanych jednostek, niezdolnym do kształtowania dziejów. Bunt przeciwko narodowej spiżarni, filisterstwu i zakłamaniu życia dworkowego pogrążył kontestatorów w jeszcze większej samotności. Bunt przeciwko izolowanym rodzinom prowadził do izolacji zbuntowane jednostki. Odrzucenie dworkowych konwenansów nie wykroczyło poza wzruszeniowy nihilizm. 

Zrozumieć to zjawisko pomogą nam słowa polskiego marksisty, Kazimierza Kellesa-Krauza, znajomego Brzozowskiego, zmarłego w 1905 roku, czyli przed pisanie „Legendy Młodej Polski”: „Nie tu również miejsce na badanie społecznych źródeł mistycyzmu: zauważmy tylko, że ustrój kapi­talistyczny sprzyja silnie jego rozkwitowi, ponieważ silnie występuje w nim niemożność ja­snego zrozumienia związku odległych i złożonych przyczyn i skutków społecznych oraz znie­chęcenie ludzi niezdolnych do krwawej niemal zwierzęcej walki o byt, wstręt do otaczającej teraźniejszości, tęsknota za jakimś nieznanym spokojem i karnością”[1]. Młodopolscy poeci nie chcieli zrozumieć praw rządzących gospodarką i społeczeństwem, uciekali więc do estetyzowania pustki w jaką zabrnęli.

Młodopolscy twórczy kontestowali płytki racjonalizm rodzącego się w Polsce kapitalizmu. Gardzili filisterstwem. Jednak proponowany przez nich światopogląd prowadził do pogardy życia w ogóle. O ile romantyzm był próbą zaktywizowania narodu, próbą wtłoczenia w naród, przepojony marazmem i niewolą, heroicznej żywiołowości (o czym świadczy chociażby „Oda do młodości” młodego Adama Mickiewicza czy „Kordian” Juliusza Słowackiego), to neoromantyzm doby modernizmu okazał się manifestacją rezygnacji. Rezygnacja ta przejawiała się w afirmowaniu wzruszeniowości, pesymizmu i nihilizmu. Sztuka młodopolska nie miała ambicji wpływania na rozwój historii. Pozbawiona prometejskości i zrozumienia obiektywnych warunków była „usypiającą kontemplacją” z dozą neurotyzmu.

Nie jest to pełen obraz Młodej Polski, jednak ważny i dominujący jej aspekt. Wszak znany polski poeta dekadencki, Kazimierz Przerwa-Tetmajer napisał pełen heroizmu wiersz poświęcony rewolucji 1905, zaś Stanisław Przybyszewski, głoszący hasło „sztuki dla sztuki”, wedle którego sztuka nie może być kurtyzaną  idei, był działaczem Polskiej Partii Socjalistycznej. To jednak nie wystarczało.

Narodowe powstania: listopadowe i styczniowe były próbą przełamania polskiej stagnacji co zauważa Stachniuk w „Dziejach bez dziejów”. Społeczeństwo polskie było zmęczone kolejny przegranym powstaniem, tym razem bardziej klasowym, jednak niepozbawionym narodowowyzwoleńczych pragnień – rewolucją 1905 roku.  W takiej pesymistycznej atmosferze tworzył Stanisław Brzozowski „Legendę Młodej Polski”. Narodowa Demokracja, pod wodzą Romana Dmowskiego, w okresie rewolucji 1905 zawarła trwały sojusz z Kościołem katolickim. W tym też Brzozowski widział nową ostoję reakcji i utrwalenie polski dworkowej, tym razem szczególnie lojalnej wobec zaborcy, pozbawionej romantycznego insurekcjonizmu. Brzozowski uważał narodowych demokratów za zdecydowanie bardziej reakcyjnych niż polską burżuazję.

 

Dworkowy katolicyzm w czasach współczesnych

Krytyka dworkowego katolicyzmu zarówno Brzozowskiego jak i Stachniuka nie traci na wartości. Dotychczasowe próby przełamania  katolickiej harmonii socjalnej okazały się nietrwałe. Taką próbą była chociażby industrializacja Polski po II wojny światowej. Po upadku Polski Ludowej nastąpiła fala klerykalizacji, mcdonaldyzacji i dezindustrializacji. Taka atmosfera społeczno-polityczna  wykrystalizowała kolejną mutację dworkowego katolicyzmu, katolickiej harmonii socjalnej (dość niestabilnej, ale jednak…). Szlachecka skłonność do atomizacji realizuje się w młodym polskim społeczeństwie konsumpcyjnym. Największą świętością tego społeczeństwa jest święty spokój. Dość dobrze obrazuje to film Jagody Szelc „Wieża. Jasny dzień”.

W filmie „Wieża. Jasny dzień” mamy do czynienia z polską odseparowaną od świata rodziną, a jednocześnie uznającą katolickie konwenanse tj. świętowanie pierwszej komunii świętej „córki”. Wszystko w imię świętego spokoju. Powierzchowny katolicyzm rozpowszechniony wśród Polaków pozbawiony jest głębi chociażby twórczości Cypriana Kamila Norwida. Taki płytki, społeczny katolicyzm potępia Brzozowski.

Film nie zdradza klasowego położenia postaci, dowiedzieć się jedynie można o tym, że mogą pracować on-line. Wpisują się więc w post-produkcyjny krajobraz współczesnej polski. Widzimy w nich intuicyjnie polską klasę średnią. W amerykańskiej terminologii termin ten ma obejmować wszystkich, którym się w miarę powodzi. W takim rozumieniu jest to „klasa” nie w pełni w Polsce zmaterializowana, właściwie żyjąca na kredyt, przepełniona drobnomieszczańskim ideałem prywatnego  urządzania się i skłonna do nadkonsumpcji.

„Wieża. Jasny dzień” nie jest filmem o adaptowanym na grunt polski american dream, ale o współczesnej mutacji dworkowego katolicyzmu, o polskim marazmie, o powierzchownym katolicyzmie, o tym co krytykował Brzozowski w „Legendzie Młodej Polski”. Jednak w tym filmie elementem „kontestacyjnym” nie jest praca polskiego robotnika tworzącego historię narodu, lecz biologiczna matka, która przyjechała na komunię swojej córki. Córka zaś nie wie że to jest biologiczna matka. Życie rodzinne dla dobra dziecka i świętego spokoju „rodziny” oparte jest na kłamstwie. Izolowana od świata rodzina nie chce się konfrontować z traumami przeszłości i prawdą.  O ile polski dworek szlachecki XIX-wieku lubował się w narodowej martyrologii i tym usprawiedliwiał swoją bezproduktywność, to w filmie „Wieża. Jasny dzień” cierpienie nie wykracza poza zaburzone ognisko domowe. Narodu tu nie ma. Tragedia dotyczy izolowanych jednostek.

W „Wieża. Dzień jasny” sielanka życia wiejskiego kontrastuje z gotycką aurą, skrywaną diabolicznością. To film obyczajowy z elementami horroru, stanowiący krytykę hipokryzji towarzyszącej współczesnej rodzinnej sielanki. Polska rodzina przedstawiona  w tym filmie żyje poza historią. W filmie mamy dość tendencyjne nawiązanie do „Nocy żywych trupów” George’a Romero, co wyraźnie pokazuje, że mamy do czynienia z kontestacją tego modelu społecznego. Powyższy film ukazuje tylko fragment współczesnej mutacji katolickiej harmonii socjalnej i dworkowego katolicyzmu, jednak dość istotny.

Obecna katolicka harmonia socjalna jest nie tylko całkiem wyprana z idei, a właściwie przesiąknięta jałowym duchem klasy średniej. Mamy również do czynienia z Polską Sienkiewiczowską rodem z XIX-wieku. Wzrasta zainteresowanie husarią i poczucie wyjątkowości polskiego narodu. Potomkowie chłopów, którzy dostali ziemie w wyniku reformy rolnej czują się często potomkami magnatów.  Polska szlachecka jawi się szerokim rzeszom drobnomieszczaństwa i lumpenproletariatu czasami świetności Polski. Szlacheckie mity uzupełniają współczesną rzeczywistość polskiego mało produkcyjnego kapitalizmu. Atrybuty polskości są elementem popkultury i dobrami konsumenckimi. Tak akcentowany społeczny katolicyzm wydaje się dość żywotny, może nawet chce wyjść poza dworkowy komfort. Czy wyjdzie jednak poza machanie szabelką? Tu z kolei przydatny może być Gombrowicz.

 

Bibliografia

Stanisław Brzozowski, Legenda Młodej Polski: wolnelektury.pl/katalog/lektura/legenda-mlodej-polski/ [dostęp: 28.04.2018]

Jan Stachniuk, Dzieje bez dziejów. Teoria rozwoju wewnętrznego Polski, Wrocław 1990.

Kazimierz Kelles-Krauz, Marksizm a socjologia. Wybór pism, Warszawa 2014.

Karol Marks, W kwestii żydowskiej w: Karol Marks, Ryderyk Engels, "Dzieła Wszystkie" tom I, s. 420-458, Warszawa 1962

https://www.marxists.org/polski/marks-engels/1843/w_kwestii_zydowskiej.htm [dostęp: 19.05.2018]

 

Filmografia

Jagoda Szelc, Wieża. Jasny dzień, 2017.


Tekst napisany 20 maja 2018 r. pierwotnie opublikowany na portalu filozoficznym "Radykalny Słoń"



[1]K. Kelles-Krauz, Kilka głównych zasad rozwoju sztuki w: K. Kelles-Krauz, Marksizm a socjologia. Wybór pism, Warszawa 2014, ss. 190-191.