RSS

RSS

niedziela, 4 maja 2025

Liberalizm stanu wojennego

 

Liberalna nadbudowa i jej zmierzch

Liberalizm „końca historii” serwowany był jako światopogląd przeciwny „ideologiom totalitarnym”. Rościł sobie prawo bytu jako obiektywny zdrowy rozsądek, nie przedstawiał się jako „ideologia” czy „wielka narracja”. W sytuacjach kryzysowych uwypukla się jednak głęboko skrywany dogmatyzm jego zwolenników w podtrzymywaniu „status quo”. „Uniwersalistyczna etyka”, „otwartość”, „obywatelskość”, „tolerancja” stanowiły nadbudowę globalnych instytucji finansowych, obecnie ich praktyczne znaczenie stopniowo zanika.

Jedynym wiążącym, z trudem ukrywanym, punktem odniesienia liberalnej nadbudowy jest akumulacja uprzywilejowanego globalnego kapitału, któremu podlega kosmopolityczna, liberalna neoarystokracja. W wyniku załamania ideologicznego „umiarkowanego centrum” i kryzysu globalnego systemu kapitalistycznego, liberalizm demokratyczno-konsumpcyjny ustępuje miejsca „liberalizmowi stanu wojennego”, czyli takiemu dryfującemu w stronę autorytaryzmu. Doskonale widać to w elitach państw europejskich, w tym Polski.

„Wolność” w III RP dotychczas była fundamentem tożsamości samej dla siebie, fenomenem wzbijającym się ponad jakiekolwiek niedomagania ekonomiczne jednostek. Zostawiono jednak pole do obrony antykomunistycznego autorytaryzmu. W obronę prawicowych dyktatorów wzięli zarówno post-solidarnościowi liberałowie jak i post-solidarnościowa prawica. Niebezzasadne będzie przypomnienie wypowiedzi Donalda Tuska z 1994 r. dla „Gazety Wyborczej”:

Zdarza się, że niedemokratyczne siły służą wolności. Dzisiaj Hiszpanie inaczej oceniają generała Franco. I mają chyba rację, że dyktatura Franco przyniosła mniej nieszczęść niż dyktatura komunistów, która nastąpiłaby, gdyby nie Franco. Albo Chile. Dziś bardziej wstrzemięźliwie ocenia się rolę Pinocheta w Chile, niezależnie od zbrodni, jakie zostały tam popełnione”(...) Jeśli mówię o wieloznaczności różnych wydarzeń i postaci historycznych, to po to, by uzmysłowić rzecz w Polsce niezbyt oczywistą – że demokracja tyle jest warta, ile służy zabezpieczeniu wolności[1].

Z dziennikarskiego obowiązku należałoby odnotować reaktualizacje poglądów Tuska na ten temat, kończyły się one jednak symetrycznym podejściem, gdzie zarówno Allende jak i Pinochet są traktowani jako równorzędni dyktatorzy[2]. Ta zdawałoby się archeologiczna wypowiedź z dziecięcych lat polskiego liberalizmu wyraża pewną prawidłowość uniwersalną dla liberalnej formacji. Późniejsze deklarację Tuska czasów kryzysu finansowego po 2008 r. o tym, że jest trochę „socjaldemokratą”, trochę „keynesistą” mają charakter przypadkowy, ale to też w przypadku tego typu polityków, korekcyjne zmiany dla tego samego interesu monopolistycznego kapitalizmu oraz własnej pozycji politycznej.

Ci sami ludzie, którzy gorliwie od lat krytykowali blok socjalistyczny, na czele z ZSRR, za brak wolności politycznej i cenzurę, dziś ochoczo legitymizują te środki przeciw tym, którzy kwestionują neokonserwatywny status quo. W Polsce populistyczna neokonserwatywna prawica w 2022 r. rozpoczęła cenzurę Internetu, zaś „bezalternatywny” liberalizm kontynuował kurs. W tle ciągle gra zdarta płyta konfliktu polskich neokonserwatystów o “demokrację” i “konstytucję”. Od 13 grudnia 2023 roku „bezalternatywni” liberałowie postawili na podobnego typu decyzjonizm co ich „antyunijni” przeciwnicy, Ci „pro-europejscy” jednak mieli namaszczenie unijnej neoarystokracji.

Nadzwyczajne środki mają bronić wolności i demokracji dla nich oraz przeciwko wrogom ich pojmowaniu wolności. Opiewany do niedawna porządek prawny i bunt przeciw jego naruszaniu przestał mieć znaczenie dla wojowników walki o Konstytucję gdy nadarzyła się okazja by zapanować nad instytucjami politycznymi i aparatem socjotechnicznym.

W globalnym rynku idei świata atlantyckiego, polu postulowanego pluralizmu, ukształtował się ideologiczny monopol. “Wolny rynek” był w rzeczywistości stymulowany przez państwa, które stanowią centra globalnej akumulacji kapitału - kraje sprzymierzone z silnymi podmiotami prywatnymi. Architektura rynku medialnego jest nadbudową tego procesu.

Alternatywne media są cenzurowane nieformalnie przez medialne monopole bądź w ich interesie. Współczesna cenzura wspierana przez organizacje fact-checkingowe (do niedawna finansowane przez USAID) ciągle jeszcze chce sprawiać wrażenie oddolnej i demokratycznej, tym bardziej stanowi ono źródło utrzymania dla inteligenckiego prekariatu.

W perspektywie europejskiej wygląda to następująco: europejskie „skrajne centrum” uprawia „antyskrajnościowy” symetryzm, gani „prawicowych i lewicowych populistów”. Tą rdzewiejącą podkową uderza w 2 strony: w Janisa Warufakisa, w Roberta Fico, w Călina Georgescu, w Viktora Orbána i Gruzińskie Marzenie.

Liberalny imperializm i próby jego zakwestionowania

Liberalizm coraz bardziej demaskuje mit własnego pluralizmu i ujawnia swoje sprzeczności. Jakobińskie „nie ma wolności dla wrogów wolności” odbija się ponurą czkawką arystokratycznego przepychu. Nie można być demokratą i antypopulistą. Populizm jest immanentną cechą demokracji. Jak więc gardzący ludem neoarystokracji mogą utrzymać swoją władzę? Środki cenzorskie czy decyzjonistyczne, ingerowanie z porządek konstytucyjny najprawdopodobniej trochę przedłużą trwanie liberalnej formacji.

Formacje polityczne najwierniej reprezentujące instytucje globalne uderzyły swoim działaniem w porządek prawny, który afirmowały w trosce… o demokrację, którą broni przed „populizmem”. W Rumunii anulowano wybory gdyż wygrał kandydat nie ten co trzeba - Calin Georgescu, prawicowy polityk niechętny dostawom broni dla armii ukraińskiej. Nie dostrzeganie tego problemu i przyklaskiwanie bezprawnej ingerencji w przypadku gdy dany kandydat nam się nie podoba może ten problem pogłębiać, a nowa fajno-progresywna bezpieka w przyszłości zaskoczyć.

Gdzie indziej czuwa „społeczeństwo obywatelskie” domagając się „prawdziwej liberalnej demokracji” i „wartości europejskich” – urządza protesty i prowadzi politykę rzekomej walki z „dezinformacją”. Słowacki premier Robert Fico za odejście od neokonserwatywnego konsensu w sprawie dostaw broni dla armii ukraińskiej prawie zapłacił życiem. Zamachowiec strzelający do Ficy, Juraj Cintula to liberalny demokrata, pisarz i poeta. Nie przesądzam czy Cintula działał na zlecenie czy kierowany był ideologicznym obłąkaniem, jest jednak pewnym symbolem załamywania się politycznego liberalizmu.

Zacietrzewienie ideologiczne liberalnej neoarystokracji mija się z tzw. interesem narodowym w sensie interesu narodowej burżuazji. Neoarystokracja liberalna reprezentując wąski interes ponadnarodowych korporacji jest współczesnym odpowiednikiem dynastycznego antynarodowego konserwatyzmu.

Ruchy protestu przeciwko takiemu stanowi rzeczy mają najczęściej drobnomieszczański i często paleoliberalny charakter. Prawica przestawiająca się jako „antysystemowa” nie chce widzieć w dokonującym się procesie raczkującego autorytaryzmu ewolucji w sferze nadbudowy koncentracji kapitału. „Prawicowi populiści” marzą o powrocie do czasów sprzed kapitalizmu monopolistycznego lub do świetności produkcji przemysłowej. U tych bardziej „libertariańskich” niechęć do państwa wiąże się z jego zależnością od kapitalistycznych monopoli i banków.

Dominacja wielkich korporacji miesza się „prawicowym populistom” z „komunistyczną dyktaturą”. W tym kontekście dziwnie celnie brzmi poniższy cytat Leninowskiej pracy „Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu”:

„Rozwój kapitalizmu doprowadził do tego, że jakkolwiek produkcja towarowa po dawnemu ‘panuje’ i jest uważana za podstawę całego gospodarstwa, to w rzeczywistości jest już podważana i największe zyski dostają się ‘geniuszom’ machinacji finansowych. U postawy tych machinacji i oszust leży uspołecznienie produkcji, ale olbrzymi postęp ludzkości, której wysiłki doprowadziły do tego uspołecznienia, idzie na korzyść… spekulantom. Zobaczymy niżej, jak ‘na tej podstawie’ mieszczańsko-reakcyjna krytyka kapitalistycznego imperializmu marzy o powrocie wstecz, do ‘wolnej’, ‘pokojowej’, ‘uczciwej’ konkurencji”[3].

Dominacja kapitalistycznych monopoli „wzmaga i zaostrza chaotyczność właściwą produkcji kapitalistycznej”[4] oraz czyni państwa sobie poddanymi. To właśnie te kapitalistyczne monopole kierowane przez oligarchię finansową wymuszały w latach 80 i 90 masową prywatyzację i rozmontowanie państw opiekuńczych.

„Prawicowi populiści” są przeciwnikami międzynarodowych instytucji finansowych i niektórych korporacji. Niepożądaną przez siebie hegemonię nazywają „globalizmem” żeby nie użyć terminu „globalny kapitalizm”. Również „lewicowi populiści” zachowują się niewiele lepiej gdy głoszą śmierć kapitalizmu na rzecz „technofeudalizmu”. Połowiczne diagnozy skutkują połowicznymi środkami.

Podsumowanie

„Liberalizm stanu wojennego” to początek końca liberalizmu politycznego i początek pęknięcia hegemonii. Forsowana przez globalne NGOsy Popperowska idea „społeczeństwa otwartego” odrzuca wszelki kolektywizm, fundamentalizm i nacjonalizm, a te nurty “antyotwartościowe” przeżywają swój ponowny rozkwit. I to w łonie samego liberalizmu. Dotychczasowa praktyka liberalizmu niewiele miała wspólnego ze konceptem „społeczeństwa otwartego”. „Liberałowie końca historii” potępiają „populistyczną, skrajną prawicę”, ale przejmuje jej język i metody, gdy jest to im wygodne.

Mieszczaństwo nie poczuwa się do krytycznego myślenia, tkwi w dogmatycznej drzemce. Postmodernistyczny relatywizm stosuje w wygodnych dla siebie obszarach, stosuje dezinformację przeciw swoim ideowym przeciwnikom twierdząc, że z dezinformacją walczy. Pragnie kar za dezinformację, w momencie gdy ma instytucjonalny monopol na egzekwowanie prawdy.

Znany w korporacyjnych kręgach, współczesny filozof, YuvalNoah Harari, twierdzi, że:

„Liberalizm w dzisiejszej formie nie ma szans na przetrwanie. Ale z pewnością można wymyślić go od nowa, adaptując się do nowej rzeczywistości. Liberalizm ma wielką przewagę nad innymi ideologiami, bo jest bardzo elastyczny i niedogmatyczny”[5].

Liberalizm jest „niedogmatyczny” tylko w teorii, autorytarna praktyka liberałów ciągle jednak sięga do arsenału liberalnych haseł.

Jeśli liberalna neoarystokracja dojrzeje do uznania swojego braku społecznej legitymizacji a środki z akumulacji związanego z nią kapitału przestaną wystarczać na obsługę aparatu liberalnej socjotechniki, w jej miejsce pojawią się siły dotąd będące w kontrze: bliższe trumpizmowi i orbanomice. Do wymiany dojdzie w sposób pokojowy jeśli pojawi się zalążek wspólnych interesów, co byłoby korzystne dla regeneracji kapitalizmu, ale nie koniecznie dla dobrobytu społeczeństw. Może jednak nie dojrzeć do oddania władzy. Wtedy pozostanie jej permanentny stan wojenny.

tekst napisany 6.03.2025

(źródłó zdjęcia: https://visegradinsight.eu/calin-georgescu-and-the-battle-for-romanias-future-commentary/)


[1] https://www.salon24.pl/u/satyra-republikanska/121762,zapomniany-akolita-pinocheta

[2]https://www.money.pl/archiwum/wiadomosci_agencyjne/pap/artykul/chile;donald;tusk;w;villa;grimaldi,106,0,343146.html

[3] W. I. Lenin, Kapitalizm jako ostatnie stadium kapitalizmu w: W. I. Lenin, Dzieła wybrane, Tom 1, Książka i Wiedza, Warszawa 1949, s. 900

[4] Tamże, s. 901.

[5] Cytat za: Jan Szmyd, Wobec kryzysu świata i człowieka, Biblioteka „RES HUMANA”, Warszawa 2022, ss. 197-198.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz