Wstęp
Jeśli ideologia panująca byłaby ideologią klasy
panującej, to III RP rządziłyby klasy średnie. Archetyp drobnego mieszczanina
jest klasycznym składnikiem liberalnej ekonomii, nawet w sytuacji dominacji
sojuszu wielkiego kapitału z państwem.
Drobnomieszczański
punkt widzenia zdominował społeczeństwo polskie po upadku realnego socjalizmu. Poczyniono
ekonomiczne i ideologiczne starania by pozbawić świadomości klasowej
robotników. Drobnomieszczańska optyka przeżyła jednak kryzys po roku 2015, wraz
z uruchomieniem programów socjalnych przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Po upadku
tych rządów wyżej wspomniana hegemonia kulturowa klasowa wraca na piedestał.
Klasowo-psychologiczne aspekty transformacji ustrojowej w Polsce
Myślenie
w kategoriach klasowych niedostatecznie wykształciło się w kulturze
intelektualnej III RP, a jeśli już się pojawia dalekie jest od precyzji.
Terminy takie jak „klasa średnia” czy „klasa ludowa” same w sobie nie
identyfikują konkretnych, lecz konglomerat sprzecznych ze sobą klas. Wyznacza
on współczesny dyskurs „liberalizm kontra populizm” w ramach współczesnych
kapitalistycznych porządków, nie ma potencjału by je przezwyciężyć.
Wraz
z upadkiem realnego socjalizmu, marksistowskie definiowanie klas wraz z deindustrializacją
i dominacją kapitału usługowego w Europie i USA miał trafić do lamusa. Główna
oś podziału klasowego nie zmieniła się jednak od XIX-wieku. Społeczeństwo dalej
dzieli się na kapitalistów i robotników, a ci co wymykają się temu prostemu
podziałowi należą do tzw. „klas średnich”.
Twórcy
„Manifestu Komunistycznego” do klas średnich naliczali drobnych przemysłowców,
drobnych kupców, rzemieślników i chłopów. Choć brzmieć może to archaicznie tak
jest do dzisiaj, tyle że „chłopa” nazywamy „przedsiębiorcą rolnym” a „kupca” –
„handlarzem”. Ma to niemałe znaczenie dla polskiego kapitalizmu po upadku
realnego socjalizmu, dla jego ideologii, sprzeczności i ruchów protestu.
Podziału
klasowy nie wyznacza „styl życia”, jak chcieliby niektórzy socjologowie.
Poszczególnym klasom właściwa jest jednak psychologia klasowa wynikająca ze
społecznej praktyki. Psychologia ta czy też wynikająca z niej ideologia może
wyznaczać światopogląd innych klas.
Robotnik
w III RP przyjmował najczęściej solidarystyczną optykę na co złożyła się
katolicka religijność i nacjonalizm „Solidarności”, później zaś neoliberalna
rzeczywistość oraz związana z tym
ideologia. Praca produkcyjna zatraciła po upadku PRL swoją stabilność.
Elastyczność zatrudnienia, podwykonawstwo czy migracje w dużej mierze
utrudniają organizacje ruchu robotniczego. Stąd duża skłonność na uleganie
wpływy ideologii innych klas i korporacyjnej socjotechniki.
Potencjalne
skupiska robotniczego kolektywnego buntu zostały zneutralizowane na skutek
transformacji ustrojowej. Zamknięcie ponad półtorej tysiąca państwowych
zakładów (z czego 53% było związanych z przemysłem ciężkim a 47% z przemysłem
konsumpcyjnym[1])
spowodowało masowe, około półtorej milionowe, bezrobocie. Wcześniej jednak w
wyniku ustawy Wilczka nastąpił wysyp drobnej przedsiębiorczości.
Neoliberalnej
formie kapitalizmu nie do końca udało się stworzyć „społeczeństwo właścicieli”,
jednak odniosła spory sukces na płaszczyźnie psychologicznej. Neoliberałowie
posługują się archetypem drobnego przedsiębiorcy, mimo że proponowane przez
nich rozwiązania przyczyniają się do redukcji klas średnich lub ich zubożenia.
Koncentracja kapitału wypiera z rynkowej gry drobnych rolników, handlarzy,
rzemieślników czy średnich kapitalistów, Obecnie jednak nie dochodzi do ich
masowej proletaryzacji w przemyśle jak XIX-wiecznym kapitalizmie, bardziej
produkcyjnym niż współczesny neoliberalizm, a bardziej do lumpenproletaryzacji.
Mimo
brutalności ekonomicznej tzw. reformy Balcerowicza, która w rzeczywistości była
programem gospodarczym napisanym przez Jeffreya Sachsa i Davida Liptona
związanych z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, wypracowano pewne mechanizmy,
głównie ideologiczne, które zapobiegły krwawym wydarzeniom towarzyszącym
„terapiom szokowym” w Chile, Argentynie czy jelcynowskiej Rosji[2]. Sachsa można uznać za
prekursora syntezy „demokratyzacji” i „liberalizacji”. Neoliberalnym reformom
towarzyszyło wsparcie finansowe o które zabiegał Sachs i częściowe anulowanie
długów. W oficjalnej narracji „wolnej Polski” zażegnano autorytarną dyktaturę.
Mało komu przyszło do głowy, że gospodarka rynkowa również może być źródłem
ucisku.
Demokratyczna,
solidarnościowa nadbudowa i niechęć sporej części społeczeństwa do realnego
socjalizmu tworzyła psychologiczną ścieżkę by zmiany ekonomiczne czynić
bardziej akceptowalnymi. Robotnicy „zburżuazyjnieli” często pod wpływem własnej
konieczności ekonomicznej, a czasem zachłyśnięci ideą „wolności”. Na proces
„zburżuazyjnienia” robotników wpłynęła też możliwość wykupu mieszkań na
własność[3]. Nawet jeśli społeczeństwo
polskie nie stało się „społeczeństwem właścicieli”, drobnomieszczański punkt
widzenia stał się dominujący.
Określenie
„klasa średnia” spełnia rolę ideologiczną maskując rzeczywiste różnice klasowe
i tworząc fałszywą świadomość u sporej grupy pracowników najemnych, którzy
pragnęliby przynależeć do tej niby-klasy. Kryterium majątkowe może taką
świadomość kształtować, ale nie decyduje ono o
przynależności klasowej, bo o niej decyduje stosunek do „własności
środków produkcji”. Pracownik na wyższym stanowisku w kapitalizmie
korporacyjnym może pocieszyć się lepiej płatną, za to ciągle wyalienowaną
pracą.
Figura
przedsiębiorczego przedstawiciela klasy średniej tworzy dynamikę kapitalizmu, a
jednocześnie ma funkcję ideologiczne – zamazać rzeczywisty podział klasowy i
wyprzeć myślenie o „kapitalizmie” na rzecz wizji „wolnego rynku” („wolnego”
oznacza „dowolnego” lub „dającego wolność”).
Termin „kapitalizm” jest pełen negatywnego nacechowania, obrazami pracy
dzieci i dehumanizacyjnych form pracy. Konstytucjonaliści uporali się z tym
problemem nazywając ustrój ekonomiczny panujący w Polsce „społeczną gospodarczą
rynkową”. Teoretycznie w III RP obowiązuje ordoliberalizm – niemiecka doktryna
powojenna faworyzująca drobną przedsiębiorczość. Złożona ideologiczna sofistyka
wyznacza przestrzeń klasowego wyobcowania - neutralizuje świadomość klasową.
W
świadomości potocznej zatriumfowała konserwatywno-liberalna nadbudowa jako
światopogląd rzekomego umiarkowania i zdrowego rozsądku. Neoliberalni politycy
głośno i konsekwentnie odżegnują się od populizmu, jednak przez całą III RP
uprawiali drobnomieszczański populizm. To właśnie drobnomieszczański populizm
obietnicami niskich podatków, składek, „walką z inflacją” nadaje dynamiki
procesowi wyborczemu. Rzadko kiedy uwzględniano w nim robotniczy interes.
Prometeistyczne
podejście do prywatnej inicjatywy,
liberalna wolność i demokracja, „antykomunistyczny konsensus” czy
populistyczna antypolityczność stały się elementem hegemonii kulturowej III RP.
Podświadomie ten zestaw ideologiczny, który nie chciał się nazwać „ideologią”,
reprodukował się w kulturze mniej lub bardziej popularnej.
Doskonałą
egzemplifikacją wyżej zarysowanej reprodukcji nadbudowy III RP są chociażby
finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, cyklicznie odbywające się od 1993
roku. WOŚP efektywnie wykorzystał potencjał kultury popularnej, muzyki rockowej
i alternatywnej z kontestatorską pozą do nakręcania machiny dobroczynności by
raz do roku zebrać pieniądze na sprzęt szpitalny w ramach prywatnej
filantropii. Filantropia przestała być domeną najbogatszych kapitalistów i zaczęła
mieć charakter solidarystyczno-demokratyczny.
WOŚP
oraz wszelka działalność tzw. „społeczeństwa obywatelskiego”, powstałego jako
owoce sprywatyzowanego państwa, wpisały się w państwowo-sceptyczną agendę
neoliberalizmu, w tym antypodatkową retorykę. Prywatna inicjatywa miała tworzyć
wrażenie sprawczości do której nie są zdolne „niewydolne, biurokratyczne
instytucje” państwowe. Słowa Jerzego Owsiaka, że „ochronie zdrowia potrzebny
jest plan Balcerowicza” z 2015 roku są tylko zwieńczeniem tego programowania
kulturowego.
Próby wyjścia z wyobcowania ideologicznego III RP
Burżuazyjno-drobnomieszczaństwa hegemonia utrudnia rozwój
świadomości klasowej, która przekułaby się w walkę polityczną. Każdy robotniczy
protest, nawet o reformistycznym charakterze lub zdominowany przez związki o
konserwatywnym światopoglądzie, świadczy o pewnym, chociażby skromnym,
przebudzeniu pracowniczej samoświadomości.
Z
największą manifestacją robotniczą mieliśmy do czynienia w okresie rządów
PO-PSL. W 2013 r. odbył się strajk
generalny zainicjowany przez NSZZ „Solidarność”. Dołączyły do niej później inne
centrale związkowe, w tym OPZZ. W protestach brali udział prawicowcy z Radia
Maryja, Klubu „Gazety Polskiej”, a także różnej maści środowiska lewicowe.
Wszystkie te organizacje przeciwstawiały się wydłużeniu wieku emerytalnego i
neoliberalnej polityce ówczesnego rządu.
Mimo zróżnicowania ideologicznego uczestników
protestu, głos dominujący miała „Solidarność”, której lider, Piotr Duda rzucił
oskarżenie wobec III RP - „Zostaliśmy zdradzeni!”. Owa zdrada to niespełnienie
postulatów „Solidarności”, które proponować miały bardziej sprawiedliwy ustrój.
O niespełnienie tych obietnic obwiniał „liberalną zarazę”. Krytykowano pewne
elementy transformacji ustrojowe, szczególnie masową prywatyzację i
deindustrializację.
Ekipa wówczas rządząca
i jej zwolennicy sprowadzali protesty do parlamentarnych rozgrywek. Trudno nie
zgodzić się, że powyższy strajk generalny był pewną częścią składową zwycięstwa
Prawa i Sprawiedliwości oraz Zjednoczonej Prawicy w 2015 r., trzeba jednak
uznać jego wkład w kształtowanie socjalnej, reformistycznej polityce rządu.
Mimo dość radykalnej niekiedy retoryki, w kwestiach ekonomicznych zadowolono
się korektami „społecznej gospodarki rynkowej” i zahamowaniem prywatyzacji.
Konsumpcja masowych
protestów przez partie polityczne jest ściśle związana z zachowawczym
charakterem demokracji liberalnej, która niemal zawsze dokonuje klasowej
pacyfikacji. Logika parlamentaryzmu wyklucza precyzyjne myślenie klasowe na
rzecz zdobycia jak największej ilości głosów i zapewnienie sobie źródła
finansowania. Pracownicy najemni choć stanowią większość społeczeństwa nie
zapewnią partiom finansowania tak hojnego jak wielka burżuazja lub
drobnomieszczaństwo. Partia, której głównym celem jest wygrana w wyborach a
jednocześnie chce być pro-robotnicza musi zjednać sobie drobnomieszczaństwo,
rolników lub część większej burżuazji.
Rząd Prawa i
Sprawiedliwości balansował miedzy robotnikami i związkowcami a wielką burżuazją
przełamując neoliberalną ortodoksję dyscypliny budżetowej. Prowadził politykę
bardziej chadecką od swoich poprzedników, współtworząc swego rodzaju „ludowy
kapitalizm”[4]. Z kolei
środowiska demoliberalne na czele z Platformą Obywatelską bazowały na centrowo
nastawionym drobnomieszczaństwie.
Klasowego śladu socjalnej polityki PIS nie
należy bagatelizować. Choć była to dość zachowawcza solidarystyczna polityka
ekonomiczna, podważono neoliberalną ortodoksję ascetycznego kapitalizmu III RP.
Zwiększanie płacy minimalnej i świadczenia pro-rodzinne przyczyniły się do
bardziej korzystnych dla pracowników najemnych warunków sprzedaży siły roboczej
na wolnym rynku.
Prawicowe siły rządzące
od 2015 r. podważyły też żywotne mity III RP. Zakwestionowały sprawiedliwy i
„demokratyczny” charakter transformacji ustrojowej. TVP przestało nadawać
finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy co było istotnym wydarzeniem w
sferze symbolicznej. Centrowo nastawione drobnomieszczaństwo miało wrażenie, że
odbiera mu się instytucje państwowe, autorytety III RP oraz zaburza ustaloną
hierarchię. Aby przyciągnąć do swoich racji szerokie rzesze społeczne
postawiono na walki symboliczne i inżynierię emocji ubraną w szaty „wolności i
demokracji”.
Sprzeczności klas średnich
Koalicja Obywatelska i
sprzymierzone z nią środowiska skonsumowały na drodze parlamentarnej protesty
społeczne o względnie ponadklasowym charakterze tj. Czarny Marsz oraz maskującą
klasowy rdzeń „walkę o Konstytucję RP”. Główną bazą ugrupowania pozostało
drobnomieszczaństwo, a konkretnie to drobnomieszczaństwo, które przyjęło z
całym dobrodziejstwem mity demokratyczne III RP i ascetyczny etos
kapitalistyczny, niechętny pomocy socjalnej oraz elastycznej polityce
budżetowej (oczywiście z takiej z której nie korzysta z niej drobna
przedsiębiorczość).
Niechętnie do socjalnych rozwiązań odnosili
się drobni właściciele firm, choć przed wyborami PIS próbował sobie zaskarbić sobie
ich poparcie postulowanym patriotyzmem ekonomicznym oraz takimi postulatami jak
podatek bankowy czy podatek od sklepów powierzchniowych. Ostatecznie PIS porzucił
te propozycję podatkowe, prowadząc politykę jednoznacznie sprzyjającą wielkiemu
biznesowi. Głos drobnych przedsiębiorców w okresie rządów PIS był ignorowany do
czasów pandemii covid.
Restrykcje covidowe przyczyniły się z kolei
do ożywienia organizacji przedsiębiorców klasycznie określanym
drobnomieszczaństwem. Do protestów dołączyli również rolnicy. Mimo wsparcia finansowego
przez rząd w ramach „tarczy antykryzysowej”, wielu przedsiębiorców było
zmuszonych zamknąć swoje interesy. Przyjęli postawę anty-lockdownową, niektórzy
z nich bojkotowali zakazy i nakazy doby koronakryzysu. Przedsiębiorcy stali się
też coraz bardziej podatni na libertariańską retorykę, którą reprezentował
chociażby inicjator Strajku Przedsiębiorców, Paweł Tanajno.
„Libertarianizm” klas średnich (tj.
drobnomieszczaństwo czy rolnicy) nie jest jakimś ideałem „czystego”
kapitalizmu, ale subiektywno-racjonalną mieszanką drobnomieszczańskiej niechęci
do wielkiego kapitału (wyrażonego w hasłach „kapitalizm nie korporacjonizm” lub
„precz z banksterami”) i sprzeciwem dla interwencjonizmu, który podcina
skrzydła przedsiębiorczości. Popularne w tym nurcie są hasła pro-gotówkowe.
Te zachowawcze, konserwatywne i często
anty-korporacyjne klasy średnie zostały w dużej mierze spożytkowane przez
Konfederację. Obojętna na te nastroje nie pozostała Koalicja Obywatelska, która
przyciągnęła na swoją stronę lidera rolniczych protestów, Michała Kołodziejczaka,
a po ponownym objęciu władzy mami klasy
średnie ulgami podatkowymi. Uprawia więc obliczony na krótką perspektywę
populizm odwołując się do partykularnych horyzontów myślowych
drobnomieszczaństwa.
Partie burżuazyjne by umocnić swoją pozycję nie
mogą poprzestać na wsparciu wielkiego kapitału, muszą zjednać sobie klasy
średnie. By zyskać poparcie wolą zdecydować się na rozwiązania niekorzystne dla
pracowników i bezrobotnych niż niekorzystne dla darczyńców związanych z wielkim
kapitałem. Drobnomieszczanin poprze to jeśli np. nie zorientuje się, że jakość
publicznej służby zdrowia pogorszy się przez jej niedofinansowanie, a jego nie
stać będzie na prywatne leczenie.
W interesie drobnomieszczanina nie będzie też
ubożenie robotników i bezrobotnych jeśli tych nie stać będzie na konsumpcję
wyprodukowanych przez niego dóbr bądź świadczenie przez niego usług. Drobny
przedsiębiorca nie przyswoił sobie keynesowskiego abecadła, gdyż ten model
gospodarczy przestał być dla globalnej burżuazji potrzebny po upadku realnego
socjalizmu. Polski kapitalizm był zawsze purytańsko-ascetyczny.
Powrót wyobcowania czasów transformacji
Rząd
15 października/13 grudnia przywrócił na piedestał nadbudowę III RP wraz z jej
żywotnymi mitami kwestionowanymi przez środowiska prawicy
post-solidarnościowej. Pomniki „wolnej Polski” pokroju Jerzego Owsiaka stały
się niemal oficjalnie twarzami powyższego liberalnego rządu. Również znani od
lat 90 prezenterzy telewizyjni przestali kryć swoje liberalne sympatie
polityczne.
Neoliberalne hasła nie są dziś tak popularne jak w latach
90 jednak od czasu upadku rządów Zjednoczonej Prawicy nasiliła się wolnorynkowa
agitacja. Grupą docelową są drobni przedsiębiorcy, którym zapewniono „wakację
ZUSowskie” i obiecuje się obniżkę składki zdrowotnej. Pracownikom i bezrobotnym
pozostaje jedynie cieszyć się z „odzyskanej demokracji”.
Klasy
średnie są względnie niezależne, żyją w poczuciu samowystarczalności, choć
często na kredycie. Nie można o nich powiedzieć, że są klasami dominującymi,
gdyż państwo kapitalistyczne w III RP ostatecznie stoi po stronie wielkiego
globalnego kapitału, który może liczyć na liczne ulgi podatkowe lub podatki
proporcjonalnie mniejsze do swoich dochodów niż drobny burżua. Jednak w dużej
mierze hegemonia kulturowa „wolnej Polski” ma drobnomieszczański charakter –
archetyp drobnego żyjącego z własnej pracy właściciela wyznacza fenomen
niezależności w kapitalizmie, akcentuje demokratyczny charakter tej formacji
ekonomicznej.
[1] https://forsal.pl/artykuly/946469,prof-andrzej-karpinski-deindustrializacja-likwidacja-przemyslu-transformacja.html
[dostęp: 8.10.2024]
[2] Jeffrey
Sachs nie był tak fanatycznym neoliberałem jak Milton Friedman. Choć wychowany
na dorobku Keynesa, uległ presji ideologicznej lat 80.
[3] Bankier.pl:
Andrzej Prajsnar, Ile mieszkań wykupiono za grosze? https://www.bankier.pl/wiadomosc/Ile-mieszkan-wykupiono-za-grosze-7506720.html
[dostęp: 27.11.2024]
Maciej Cesarski, Budżet a mieszkalnictwo i budownictwo
społeczne w Polsce. Transformacja i perspektywy:
http://cejsh.icm.edu.pl/cejsh/element/bwmeta1.element.pan-pps-iid-15-art-000000000003/c/03_Budzet_a_Mieszkalnictwo_I_Budownictwo_Spoleczne_.pdf
[dostęp: 27.11.2024]
[4] Ten
„ludowy kapitalizm” nie był jednak wolny od neoliberalizmu, o czym się świadczy
promocja prywatnych emerytur tj. PPK.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz