Bardziej niż manifestów rewolucja
potrzebuje świadectwa czynu, twierdził Ernesto Guevara. Trudno się z tym nie
zgodzić. Nie należy jednak bagatelizować roli manifestów. Przecież to one
zaszczepiają potrzebę działania.
Wiele inicjatyw lewicowych cierpi
na słomiany zapał i brak woli działania. Gdzie leży źródło tej niemocy? Może w
słabo uprawianej, że tak brzydko powiem, propagandzie. Nie chciał bym wytykać
konkretnych grup, ale pewnie nie uniknę aluzji. Marazm dotyczy szeroko pojętej
socjaldemokracji. Socjaldemokraci nie zamierzają nikogo straszyć dyktaturą
proletariatu, lewicowym radykalizmem. Nie chcą się narażać społeczeństwu.
Spójrzmy na ich najważniejsze postulaty: zdrowa gospodarka powinna opierać się
na własności państwowej, spółdzielczej i prywatnej; własność prywatna powinna
być kontrolowana przez państwo i odpowiednio opodatkowana; sprzeciw dla
wszechwładzy państwa, tym samym potępienie „realnego socjalizmu”. Powiedzmy, że
to są te najważniejsze. Czy te postulaty mają potencjał rewolucyjny? Czy
prowokują ludzi do wyjścia na ulicę? Czy nazwa socjaldemokracja oznacza to samo
co np. w 1905 roku?
Ugodowy stosunek chociażby do
własności prywatnej wynika z sukcesu modelu skandynawskiego. System ten jednak
nie rozwiązuje jednak całkowicie problemów kapitalizmu, jedynie go uzdrawia. Socjaldemokraci „starej daty” pewnie
stwierdzili by, że ów model stanowi „program minimum”. „ Z jednej strony
Szwecja ma silne tradycje socjalne, ale z drugiej jest jednym z najbardziej
liberalnych ekonomicznie krajów w Europie” (Inicjatywa Pracownicza nr 42,
styczeń 2015 „Wykluczenie i upór” s. 19. Polecam przeczytać cały wywiad
pokazujący, że nie dla wszystkich „trzecia droga” jest usłana różami).
My, Polacy chcielibyśmy żyć na
tak przyzwoitym poziomie jak w zachodniej i północnej Europie. Do
przeprowadzenia reform potrzebne są nastroje rewolucyjne, a nie mętne manifesty
w duchu ugodowości. Własność prywatna została już wystarczająco uświęcona.
Wszelka pobłażliwość dla niej konserwuje i zamazuje antagonizmy klasowe.
„Umiarkowanie postawiona kwestia skazana jest z góry na zagładę. Świat posuwa
się naprzód (względnie w tył, w pewnych sferach) skokami i bez rewolucji w
najszerszym znaczeniu bylibyśmy dotąd w okresie totemizmu, magii i ludożerstwa”
mawiał Witkacy.
Socjaldemokraci boją się ryzyka,
konfrontacji z reakcyjnymi nastrojami. Boją się też rewolucji. Są upupieni
dyktatem liberalnego pluralizmu. Zapominają przy tym, że lewica jest synonimem
postępu, a nie zachowawczości. My lewicowcy powinniśmy walczyć o wspólność
środków produkcji, czego tak bardzo nam brakuje aby się rozwinąć materialnie i
duchowo. Wedle wizji Romualda Mielczarskiego, założyciela spółdzielni „Społem” „zdrowa”
gospodarka powinna opierać się na trzech sektorach: państwowym, spółdzielczym i
samorządowym.
Czy nie warto tej myśli rozwinąć, droga „socjaldemokracjo”?
Ernesto Guevara radzi: „Bądźmy
realistami. Żądajmy niemożliwego”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz