RSS

RSS

sobota, 5 września 2015

Marazm socjaldemokracji

Bardziej niż manifestów rewolucja potrzebuje świadectwa czynu, twierdził Ernesto Guevara. Trudno się z tym nie zgodzić. Nie należy jednak bagatelizować roli manifestów. Przecież to one zaszczepiają potrzebę działania.
Wiele inicjatyw lewicowych cierpi na słomiany zapał i brak woli działania. Gdzie leży źródło tej niemocy? Może w słabo uprawianej, że tak brzydko powiem, propagandzie. Nie chciał bym wytykać konkretnych grup, ale pewnie nie uniknę aluzji. Marazm dotyczy szeroko pojętej socjaldemokracji. Socjaldemokraci nie zamierzają nikogo straszyć dyktaturą proletariatu, lewicowym radykalizmem. Nie chcą się narażać społeczeństwu. Spójrzmy na ich najważniejsze postulaty: zdrowa gospodarka powinna opierać się na własności państwowej, spółdzielczej i prywatnej; własność prywatna powinna być kontrolowana przez państwo i odpowiednio opodatkowana; sprzeciw dla wszechwładzy państwa, tym samym potępienie „realnego socjalizmu”. Powiedzmy, że to są te najważniejsze. Czy te postulaty mają potencjał rewolucyjny? Czy prowokują ludzi do wyjścia na ulicę? Czy nazwa socjaldemokracja oznacza to samo co np. w 1905 roku?
Ugodowy stosunek chociażby do własności prywatnej wynika z sukcesu modelu skandynawskiego. System ten jednak nie rozwiązuje jednak całkowicie problemów kapitalizmu, jedynie go uzdrawia.  Socjaldemokraci „starej daty” pewnie stwierdzili by, że ów model stanowi „program minimum”. „ Z jednej strony Szwecja ma silne tradycje socjalne, ale z drugiej jest jednym z najbardziej liberalnych ekonomicznie krajów w Europie” (Inicjatywa Pracownicza nr 42, styczeń 2015 „Wykluczenie i upór” s. 19. Polecam przeczytać cały wywiad pokazujący, że nie dla wszystkich „trzecia droga” jest usłana różami).
My, Polacy chcielibyśmy żyć na tak przyzwoitym poziomie jak w zachodniej i północnej Europie. Do przeprowadzenia reform potrzebne są nastroje rewolucyjne, a nie mętne manifesty w duchu ugodowości. Własność prywatna została już wystarczająco uświęcona. Wszelka pobłażliwość dla niej konserwuje i zamazuje antagonizmy klasowe. „Umiarkowanie postawiona kwestia skazana jest z góry na zagładę. Świat posuwa się naprzód (względnie w tył, w pewnych sferach) skokami i bez rewolucji w najszerszym znaczeniu bylibyśmy dotąd w okresie totemizmu, magii i ludożerstwa” mawiał Witkacy.
Socjaldemokraci boją się ryzyka, konfrontacji z reakcyjnymi nastrojami. Boją się też rewolucji. Są upupieni dyktatem liberalnego pluralizmu. Zapominają przy tym, że lewica jest synonimem postępu, a nie zachowawczości. My lewicowcy powinniśmy walczyć o wspólność środków produkcji, czego tak bardzo nam brakuje aby się rozwinąć materialnie i duchowo. Wedle wizji Romualda Mielczarskiego, założyciela spółdzielni „Społem” „zdrowa” gospodarka powinna opierać się na trzech sektorach: państwowym, spółdzielczym i samorządowym. Czy nie warto tej myśli rozwinąć, droga „socjaldemokracjo”?

Ernesto Guevara radzi: „Bądźmy realistami. Żądajmy niemożliwego”. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz